Gdy weszłyśmy do hali, stanełyśmy jak wryte. Tysiące osób. Wiedziałyśmy o tym, nawet się tego spodziewałyśmy, ale... Po prostu szok. Tysiące dziewczyn z ich twarzami na bluzkach. TYSIĄCE, jak nie miliony.
- Kurna, Faithie jak my sie na miejsca dostaniemy?!
-Nie wiem. Po prostu chodź.
I poszłyśmy. Nie wiem jakim cudem, żywe i całe doszłyśmy pod scenę. Koncert sie zaczął. Weszli na scene, a Liam zobaczył mnie i się uśmiechnął. Wielki i boski LIAM PAYNE. Nagle poczułam mase (wściekłych) spojrzeń na sobie. Bo jak inaczej? W końcu to jeden z nich, jeden z pięciu "mężów" każdej dziewczyny tutaj. Nic. To mój dzień i nic ani nikt go nie zepsuje.
W końcu zabrzmiały pierwsze dźwięki " What makes you beautiful".
Było cudownie. Directioners były cholernie zgrane i mimo pisków było spokojnie. W przerwie między piosenkami chłopcy zaczęli o czymś nawijać.
-... Przede wszystkim pozdrawiam dziewczyne, która tuż przed koncertem opluła mnie Colą. Dzięki tobie mam lepszy humor.- to co Liam powiedział było szokujące.- A oto i ona!
Światła na mnie i Nine. Zazdrosne, śmiejące się i drwiące ze mnie spojrzenia. A chłopcy co? Oczywiście szturchają Liasia. Tylko Niall i Harry stoją w miare spokojnie. I wpatrują sie w nas. A raczej Niall we mnie , a Harry w Lancaster. Chciałyśmy zapaść się pod ziemię. Ale cóż. Koncert przebiegł do końca jak gdyby nigdy nic. Tylko Nialler i Hazz wydawali sie rozkojarzeni. No nic. Czas udać sie za kulisy po autografy i zdjęcia z chłopcami. Serce biło mi jak oszalałe kiedy z każdym krokiem sie do nich zbliżałyśmy. Nina chwyciła mnie za rękę. Zaraz nasza kolej. Podeszłyśmy i ....
~○~
Nareszcie :) po tylu godzinach bez weny coś wyszło :D
A i "Nina" chyba mnie olała ;(